Choć od zawsze interesowała się polityką aktywnie weszła do niej po tragicznej śmierci męża. Dzisiaj Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska stara się o mandat w Parlamencie Europejskim, a punktem na mapie, z którego dojeżdża na kolejne spotkania z mieszkańcami regionu, jest Oleśnica.
– Proszę pytać o wszystko. Dosłownie o wszystko, co panią interesuje – tak Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska rozpoczyna nasze spotkanie w restauracji hotelu Garden, gdzie mieszka podczas swojego pobytu na Dolnym Śląsku. Tym jednym zdaniem przełamuje ostatnią dzielącą nas barierę. Barierę pomiędzy dziennikarką lokalnej redakcji a kobietą, która od lat ma na wyciągnięcie polską politykę i która przeżyła największy dramat swojego życia. Śmierć męża w katastrofie smoleńskiej. – To nie jest dla mnie temat tabu, choć nigdy nie pogodziłam się i nie pogodzę z tym, co się stało – przyznaje otwarcie, nawiązując do wydarzeń z kwietnia 2010 roku.
Rodzina przede wszystkim
Otwarta i bezpośrednia w rozmowie. Łatwo zjednująca sobie ludzi. Od najmłodszych lat niezwykle aktywna, zaangażowana społecznie. Harcerka, działaczka. – Taka byłam od małego i tak już chyba pozostanie – uśmiecha się moja rozmówczyni. – Gdy byłam już żoną Jurka, a on zaangażował się w politykę nieraz żartowaliśmy, że gdyby nie jego działalność ja pewnie poszłabym w politykę.
Ale nie zrobiła tego. – Nie brałam tego nawet pod uwagę. Działalność męża, zwłaszcza, gdy pełnił on wysokie państwowe funkcje, był ministrem obrony narodowej, czy wicemarszałkiem Sejmu, była na tyle absorbująca, że wszystkie rodzinne i domowe obowiązki spadły na mnie – opowiada. – A ja nigdy nie protestowałam. Śmialiśmy się, że zostałam kierowniczką naszej rodziny. Przyjęłam to, jako coś naturalnego. Do tego stopnia, że gdy trzeba było zmienić samochód robiłam to sama. Sama wybrałam działkę pod nasz dom. Oboje mieliśmy świadomość, że tak to musi wyglądać – dodaje i uśmiecha się: – Przyznaję jednak, że polityka od zawsze głęboko we mnie siedziała. Czytałam wszystko, co było możliwe. Zakreślałam Jurkowi ważne fragmenty w gazetach, komentarze, a potem starałam się go przekonać, że musi to przeczytać – mówi.
Pani Małgorzata podkreśla jednak, że polityka, choć miała ogromny wpływ na życie całej rodziny, nie zajmowała w ich domu najważniejszego miejsca.
Po powrocie męża z pracy rozmawialiśmy o tym, co nas interesowało. O muzyce, teatrze. Naszą pasją był też sport. Bardzo skrupulatnie i z dużym wyprzedzeniem planowaliśmy wspólne wyjścia do teatru, na koncerty, na urlopy. To był czas tylko dla nas. Jurek bardzo tego przestrzegał – uśmiecha się.
Trudny czas
Ze smutkiem w oczach wspomina 10 kwietnia 2010 roku. – Mąż dostał zaproszenie na ten wyjazd od prezydenta Kaczyńskiego. Od początku było wiadomo, że pojedzie, by wziąć udział w tych ważnych uroczystościach – mówi. – Kiedy 10 kwietnia w telewizji usłyszałam informację o awarii prezydenckiego samolotu chwyciłam za słuchawkę i zadzwoniłam do mojej mamy. – Jurek nie żyje – powiedziałam tylko.
Resztę zdarzeń z tamtego dnia pamięta jak przez mgłę. – W naszym domu zaroiło się o znajomych, przyjaciół. Ciągle dzwonił telefon. Wszyscy chcieli nam pomóc, pocieszyć – opowiada. Świadomie podjęła decyzję o pochowaniu męża na cmentarzu w Wilanowie, gdzie mieszkali. – Tak leżał już mój tata. Jurek powiedział kiedyś, że to najlepszy człowiek, jakiego poznał. Nie miałam wątpliwości, że nie miałby nic przeciwko temu, że będą leżeć obok siebie – mówi. – Poza tym cmentarz w Wilanowie dawał nam pewną intymność, której nie dają Powązki. Bardzo mi na tym zależało. Dzięki tamtej decyzji mogę codziennie, w drodze do mojej mamy, odwiedzać go na cmentarzu.
Polityka jak lekarstwo
Kiedy w 2011 roku dostała propozycję startu w wyborach do Sejmu przyjęła ją. – To było dla mnie najlepsze z możliwych rozwiązań – mówi Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska. – Rzucić się w wir pracy, obowiązków, aktywności, którą tak bardzo kochałam.
Po wejściu do Sejmu kolejny raz przekonała się, jak szanowanym politykiem był jej mąż. – Na każdym kroku słyszałam ciepłe słowa o Jurku od ludzi różnych opcji – mówi. – Wiedziałam, że dla niego, ale też dla siebie chcę pracować w parlamencie.
W ciągu czteroletniej kadencji trzy razy trafiła do czołówki najlepszych i najbardziej pracowitych posłów. – To był dobry czas w polskim Sejmie. Ludzie się szanowali bez względu na opcję, którą reprezentowali – mówi. – Pamiętam, gdy koledzy z innych partii pojawiali w ławach poselskich, bo wiedzieli, że będę miała ważne merytoryczne wystąpienie. Byli ciekawi mojej opinii. Dużo dyskutowaliśmy nad rozwiązaniami ważnych problemów. Polityka wcale nie musi dzielić ludzi.
W wyborach do Sejmu w 2015 roku Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska też uzyskała bardzo wysoki wynik w swoim okręgu, ale Sojusz Lewicy Demokratycznej nie przekroczył wymaganego progu. – Kiedy przed kampanią do Parlamentu Europejskiego koledzy zaproponowali mi start zgodziłam się, bo dla mnie wielką szansą tych wyborów jest Koalicja Europejska – mówi. – Nie musimy się ze sobą zgadzać we wszystkim, ale idziemy do Parlamentu pod jednym szyldem, z jednym hasłem. Nadeszły ciężkie czasy dla Europy i powinniśmy się wszyscy jednoczyć, by o Unię walczyć – mówi.
Pani Małgorzata mieszka w Oleśnicy podczas trwającej kampanii do europarlamentu. – Całe dnie spędzam na spotkaniach. W hotelu do szczęścia jest mi potrzebna herbata i TVN 24 – uśmiecha się. W kwietniowe popołudnie, zaraz po naszym spotkaniu, wybrała się na spacer po Oleśnicy. – Chcę obejrzeć wasze miasto, pospacerować, usiąść i coś na spokojnie zjeść – uśmiechnęła się. – Wiele razy przez Oleśnicę przejeżdżałam, dzisiaj sama chcę się przekonać o tym, jak zmieniło się wasze miasto.