Czy Mark Zuckerberg właściciel Facebooka będzie naszą wolnością i polityką polską manipulować, tak jak to zrobił w USA? Czyli jak wczoraj łamano konstytucję USA i jaki ma to związek z Polską.
Bezspornie wczoraj w USA doszło do bezprecedensowej próby zakłócenia procesu wyboru nowego prezydenta państwa przez tzw. ulicę, inspirowaną przez byłego populistycznego prezydenta, który te wybory przegrał.
Jako prawnik z wykształcenia i legalista, metody takowe potępiam i odrzucam. Stąd również mój krytyczny stosunek do różnorodnych wyreżyserowanych "kolorowych rewolucji".
Wczoraj jednak doszło i do drugiego, kto wie czy nie bardziej ważkiego wydarzenia. Pan Zuckenberg i spółka odcięli Prezydentowi USA, supermocarstwa, dostęp do Facebooka i Twittera.
"Kongres nie ustanowi ustaw wprowadzających religię lub zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, lub naruszających prawo do pokojowych zgromadzeń i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd" – to pierwsza poprawka do konstytucji USA, fundament wolności słowa w demokratycznym państwie.
Tymczasem pan Zuckenberg powiada: „Uważamy, że ryzyko, które pozwoli Prezydentowi na dalsze korzystanie z naszych usług w tym okresie, jest zbyt duże. Dlatego przedłużamy blokowanie jego kont na Facebooku i Instagramie w nieskończoność – przynajmniej na najbliższe dwa tygodnie, do zakończenia pokojowego przekazania władzy".
Przypomnę, garść faktów:
- slogan, jakim jesteśmy karmieni od lat: "media społecznościowe zapewniają wolność komunikacji i są bezstronne, apolityczne i pełnią rolę służebną wobec obywateli i ich prawa do komunikacji";
- na naszych oczach Państwo Czytelnicy zażynacie media papierowe (tygodniki i dzienniki), nie kupujecie prasy, bo macie wiadomości za darmo w internecie i na Facebooku oraz Twitterze;
- nie słuchacie radia, oprócz muzyki, redakcje publicystyczne są polikwidowane, profesjonalne radio informacyjne, komentujące – nie istnieje prawie.
- nie chcecie jako obywatele chodzić na zebrania wyborcze, wiece, manifestacje, spotkania dyskusyjne, bo: "szkoda czasu" i "wszystko jest w internecie i na Facebooku oraz Twitterze”.
Uruchommy wyobraźnię:
Oto pan Mark Zuckenberg lub jego pracownicy „na Polskę” ustalają, że partia X, lub partie Y i Z "zagrażają stabilności i demokracji" i dają im "bana". Po prostu Wam odłączają jej polityków, posty itd.
"Demokratycznie" znacie tylko jedne racje, drugie są Wam zablokowane. Skąd będziecie czerpali wiadomości, aby podjąć racjonalną i samodzielną decyzję wyborczą, skoro Wasz świat, to przesuwanie palcem stron w komórce i zbieranie lajków na Facebooku?
Co będą podglądali, jak czyni to wielu, tzw. podglądacze asekuranci, którzy sami nie piszą, boją się komentować, ale "podglądają" co piszą inni i jak są komentowani. Podglądacz wyznaje zasadę życiowych poglądów: "ja, jak wszyscy",
czyli głosuje na tego, kto ma większość w lajkach i komentarzach, kogo "memy" wyśmiewają mniej.
Czy demokracja, w której dostęp do informacji staje się zmonopolizowany i pozostaje poza wszelką demokratyczną kontrolą, oprócz pana Zuckenberga – "skrajnego demokraty", jest jeszcze demokracją?
I proszę na bok odłożyć irracjonalnego populistę Trumpa. To jest bez znaczenia dla istoty mojego wywodu.
Pomyślmy, bo okazuje się, że "bezstronna, internetowa maszynka" Facebook i Twitter oraz Instagram – manipuluje już nie tylko naszymi gustami, wyglądem, steruje naszą konsumpcją, ale właśnie się już bez ogródek zabrał za nasze wybory polityczne. Bo skoro Facebook nie boi się amerykańskiej konstytucji, to się polskich przepisów wystraszy? Nie sądzę.
Krzysztof Podgórski
8 stycznia 2021 r.